Za nami 9/17 kolejek tegorocznej edycji Premier League Darts, gdzie zapraszani są najlepsi na świecie zawodnicy i już samo to jest traktowane jako wielki prestiż. Na tym etapie wyklarował się lider, którym jest mistrz świata Luke Humphries.
Najpierw krótko o zasadach. Premier League to taka liga pokazowa dla najlepszych darterów. Format został wymyślony w 2005 roku. Od 18 lat fani darta siadają przed TV w czwartki i śledzą zmagania czołówki w specjalnie utworzonej lidze od lutego do maja. W latach 2016-2021 sponsorem Premier League był Unibet. Nie zdobywa się tu punktów do rankingu, ale już samą nominację należy traktować jak wielkie wyróżnienie. W każdym kolejnym sezonie PDC sprawia, że jest coraz więcej pytań. W tej edycji jednak było ich mało, bo kandydaci wydawali się oczywistymi do wytypowania. Może jedynie Petera Wrighta można by wykreślić z tej listy, bo już rok temu okupował ostatnie miejsce i teraz też nie dojeżdża. Ciekawiej byłoby obserwować choćby Dave’a Chisnalla, który notabene jest w tej chwili minimalnie wyżej w rankingu od Wrighta. Jakie są zasady? Gra się co tydzień takie mini-turnieje. Czterech najlepszych po 17 czwartkowych nocach przechodzi do fazy play-off. Trzeba pokonać trzech rywali, żeby wygrać wieczór Premier League. Za przejście ćwierćfinału są dwa punkty, za osiągnięcie finału trzy, a za zwycięstwo w turnieju pięć.
Reszta kandydatur jest oprócz Wrighta jest do obronienia. Zastanawiano się w mediach, czy zaproszenie Luke’a Littlera, czyli 16-letniego sensacyjnego wicemistrza świata tak szybko to dobra decyzja. Komercyjnie jest on gigantem, bowiem obserwuje go ponad milion osób na Instagramie, a przecież o to chodzi Premier League, by generować zainteresowanie. Dlatego pojawiały się absurdalne pomysły, by wcisnąć tu kilka lat temu najpopularniejszą w stawce kobietę, czyli Fallon Sherrock. Kandydatura Littlera dużo bardziej się broni. Co prawda nadal jest poza TOP20 światowego rankingu, ale to dlatego że dopiero przecież zaczął się przebijać i już zgarnął 250 tysięcy funtów rankingowych za wicemistrzostwo świata. Jednym turniejem prawie wyrównał cały dwusezonowy (ranking obejmuje bowiem dwa sezony) dorobek Krzysztofa Ratajskiego. Do pokazówek światowych w World Series także jest zapraszany. Wygrał turniej w Bahrajnie, a w Holandii pokonał go w finale van Gerwen.
Niemal pewne jest, że pożegnamy Petera Wrighta i prawie pewne, że za rok zaproszony już nie zostanie, gdyż potrzeba świeżej krwi. Szkot traci swoją pozycję na świecie i zwyczajnie źle się patrzy na jego dyspozycję. W tej edycji Premier League aż siedmiokrotnie odpadł z pierwszym przeciwnikiem, a tylko dwa razy udało mu się kogokolwiek pokonać. Do tego jest dopiero ósmy w światowym rankingu i nie broni go już obowiązkowe zaproszenie TOP4. Wyraźnie odstaje od tej ekipy. Po nieudanych mistrzostwach świata zdecydowanie spadł w rankingu. Gerwyn Price jest drugim, który tu odstaje od innych. Też radzi sobie słabo. Sześciokrotnie odpadał z pierwszym rywalem, a tylko raz dotarł do finału i to w pierwszym turnieju na swojej ziemi w Cardiff. Potem było gorzej.
Kawał dobrej roboty odwalił w ostatnim miesiącu Luke Humphries. Po pięciu czwartkach szło mu źle i zajmował odległe szóste miejsce, lecz później odpalił petardy – wygrał w Brighton, wygrał w Nottingham i wygrał w Dublinie. Trzy takie zwycięstwa oznaczają 15 punktów w tabeli. Humphries objął w niej prowadzenie. Zwłaszcza w Irlandii nikt nie mógł z nim konkurować, bo wyprawiał cuda. Odstrzelił Wrighta, grając na średniej 106,09, potem Aspinalla grając na średniej 104,87, a w finale Michaela Smitha, mając średnią 105,53. Nikt nawet nie miał do niego podjazdu. Z Wrightem skończył wartości 130 i 120, a ze Smithem mocno punktował na 140-tkach i 180-tkach i nawet nie pozwalał mu za bardzo dochodzić do podwójnych. To był turniej godny mistrza świata. Wygrał aż dziewięć spotkań z rzędu i zatrzymał go dopiero Luke Littler w Belfaście. To zresztą okazała się pierwsza wygrana “Nuke’a” w Premier League po czym przesunął się z piątego miejsca aż na pozycję wicelidera.
Zdaje się, że sześciu graczy powalczy o awans, a Peter Wright i Gerwyn Price są za słabi. Michael van Gerwen wygrał trzy turnieje z rzędu na początku i rozstawiał wszystkich po kątach, a potem aż cztery razy z rzędu odpadł na pierwszej przeszkodzie w ćwierćfinale i inni odrobili do niego stratę. Teraz Holender się przełamał i pokonał Michaela Smitha, grając naprawdę świetny mecz na średniej 105,79, ale w półfinale na jego drodze stanął Luke Littler. W niemoc wpadł Rob Cross. Teraz w Belfaście zagrał fatalnie i oddał za darmo punkty słabemu Wrightowi. Cross ze średnią 86,29 się nie popisał. Rzucił zaledwie jedną 180 i grał na 25% skuteczności na podwójnych. Nawet tak słaby Wright to wykorzystał. Cross zajmuje 6. pozycję, ale taka gra nie wróży mu niczego dobrego. Jest jeszcze chimeryczny Michael Smith, który świetnie zaczął, lecz potem zaczął spadać coraz niżej i od kilku kolejek raz tylko wychylił się do strefy TOP4. Formę po słabym początku trzyma za to Nathan Aspinall, bo trzy finały na pięć ostatnich wieczorów zasługują na uznanie.
Play-offy Premier League odbędą się 23 maja w Londynie. Zaszczytu zagrania o tytuł dostąpi tylko TOP4. Luke Humphries w takiej formie wydaje się pewniakiem, a o miejsca 2-6 jeszcze przez kilka tygodni będzie toczyła się walka. Szósty Cross traci do drugiego Littlera siedem punktów. Musiałby jednak zacząć wygrywać i gonić, bo stoi w miejscu.