Szanse były… ale Krzysztof Ratajski z tych szans nie korzystał i przegrał z Jonnym Claytonem w III rundzie mistrzostw świata. Doszedł to tego samego etapu, co rok temu.
Ćwierćfinał sprzed trzech lat pozostaje niepobity. To pod koniec 2020 roku Polacy zainteresowali się dartem albo chociaż zasiadali przed telewizorem, sprawdzając o co w tej zabawie chodzi, bo mistrzostwa transmitowała publiczna stacja TVP Sport. Teraz wygląda to trochę inaczej. Dart to jedna z dyscyplin, które w pełni można oglądać na viaplay, zatem to z marszu ogranicza hype, dostępność i popularność. Trzy lata temu Krzysztof Ratajski był zapraszany do różnych programów. Śniadaniówki mówiły o polskim ćwierćfinaliście gry w “lotki”. Trzeba było tłumaczyć, jak w to się w ogóle gra. Wiele osób właśnie wtedy zainteresowało się dartem i część z nich przy tej rozrywce została. Chyba nigdy wcześniej i nigdy później popularność Ratajskiego nie osiągnęła takiego poziomu.
“Polski Orzeł” wygrał w tym roku turniej European Touru. To taki z kategorii tych średnich prestiżem. Nie ma sensu się jednak na ten temat powtarzać, dlatego odsyłamy do jednego z poprzednich artykułów, który wyjaśnia – co to w ogóle był za turniej i ile znaczył dla samego Ratajskiego. Mistrzostwa świata to jednak mistrzostwa świata. Niepowtarzalna scena w Londynie może zagwarantować naprawdę olbrzymią sumę pieniędzy do rankingu, jeżeli awansuje się do takiego półfinału. Samo zostanie mistrzem nagradzane jest kwotą 500 tysięcy funtów. Tyle zgarnął rok temu Michael Smith, ale Anglik nie jest w najlepszej formie i doszedł teraz tylko szczebel dalej niż Ratajski. Odpadł w IV rundzie, dostając lekcję od Chrisa Dobeya.
Wróćmy jednak do występu “Rataja” w III rundzie, gdzie zmierzył się z Jonnym Claytonem. Walijczyk jest w tak kiepskiej formie, że bukmacherzy wskazywali jako faworyta… Polaka, mimo że był przecież niżej rozstawiony. Najlepszy polski darter sobie nie poradził, choć ostrzyliśmy sobie zęby na korzystną drabinkę. Nawet słaby Clayton był w stanie wygrać 4:2 w setach. “Polish Eagle” jest teraz na 24. pozycji w rankingu PDC i istnieje możliwość, że jeszcze spadnie, bo kilku za nim nadal bierze udział w mistrzostwach. Na pewno nic tą III rundą nie nadrobił. Nie wykorzystał szansy, a raczej… kilku szans. Szkoda setó numer dwa i numer cztery. Mogło w nim być 1:1 lub 2:2, bo Jonny Clayton mylił się na podwójnych. Z 3/15 na podwójnych i tak przyklepał seta numer cztery. Ratajski akurat wtedy słabiutko punktował.
Clayton nawet niczym specjalnie nie zaskoczył. Może oprócz pierwszego seta, którego zagrał rewelacyjnie – wiele rzutów ponad 100-punktowych, wyzerowanie licznika z wartości 126 i średnia 102,10. Taki Clayton szybko się skończył, bo już w drugim secie, ale Ratajski nie dojechał. Prowadził 2:0 w legach. Potrzebował tylko jednego, żeby wyrównać stan meczu na 1:1. I co zrobił? Zmarnował mnóstwo lotek setowych… najpierw trzy przy jednym podejściu. Krążył po tarczy od double 12 po double 3. Dostał kolejną szansę od Claytona. Musiał tylko rozmienić trzy punkty i miał dwie kolejne lotki na 1:1 na niewygodnej podwójnej jedynce. Także je zmarnował. W dalszej części seta miał kolejną “setówkę” na czerwonym środku, ale ponownie nie trafił. Zmarnował więc aż sześć lotek na 1:1! Tak nie da się niczego osiągnąć. Clayton powiedział “dziękuję” i wziął sobie seta za darmo. W wyżej opisanym już czwartym secie było podobnie, choć tam akurat “Rataj” setówek nie miał.
Jak się nie wykorzystuje słabości rywala, to się odpada…